wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 2

PRZEPRASZAM, ZA OPÓŹNIENIE (NOTKA POD) ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ 2X RAZY TO CO JEST, ALE POSTANOWIŁAM GO UCIĄĆ W POŁOWIĘ I DOPISAĆ INNA KOŃCÓWKĘ, RESZTA PRZECHODZI NA 3 ROZDZIAŁ :)
___________________________________________________________________________
"Pragniemy rzeczy których nie będziemy mieli i mamy to, czego w zasadzie nie chcemy."


Nie miałem pojęcia, co takiego w sobie miała. Raczej nigdy tego nie odkryłem do końca. Wiedziałem jednak to, że nie wykonam swojego polecenia. Dziewczyna była nieugięta nie chciała się nawet przysiąść do mojego stolnika mówiąc że jest w pracy. Odporna na mój urok, co było dosyć niespotykane.
Zaraz po wyjściu z kawiarni, wiedziałem że mój szef będzie chciał mieć jakiś dowód na to że Ericka jest martwa. Musiałem szybko coś wymyślić i wiem jak to okrutnie zabrzmi, jakbym był jakiś potworem, ale nie miałem innego wyjścia, jak zabić jakąś inną, niewinną dziewczynę.
Zawsze zabijałem ludzi którzy na to zasłużyli w mniejszym lub większym stopniu, ale przenigdy nie tknąłem niewinnego człowieka, dlatego też pociągnięcie za spust było nie lada wyzwaniem.
Pokręciłem się trochę po ciemnych uliczkach, aż mój wzrok wypatrzył średniego wieku, wysoką kobietę o długich brązowych włosach, podobnych do tych co miała córka Lorensa, wyglądała jakby wracała po ciężkim dniu do domu, do którego nie dane było jej już dotrzeć.
Nie chcę nawet wracać wspomnieniami do tamtego zdarzenia, po prostu złapałem ją od tyłu zakrywając jej usta, pociągnąłem do ciemnego zaułka i zrobiłem to. Powiedziałem sobie wtedy, nigdy więcej.
Zabrałem kosmyk włosów, zrobiłem zdjęcie a list spaliłem za pomocą zapalniczki. Całą drogę usiłowałem sobie wmówić, że zrobiłem dobrze, ale w końcu przestałem oszukiwać sam siebie.
Kiedy dotarłem do naszej siedziby, wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Paul przywitał mnie już w samym progu, chcąc dowodów. Dałem mu je a on we wszystko uwierzył. Miałem ogromną więc nadzieję że oszustwo nie wyjdzie na jaw, tak długo jak to możliwe.
Poszedłem do swojego pokoju, wziąłem długi, orzeźwiający prysznic, ubrałem moje ulubione spodnie od dresów i położyłem się do swojego łóżka. To był długi dzień, a ja miałem go już serdecznie dosyć i chciałem żeby się skończył. Nie wiedząc nawet kiedy, odpłynąłem w głęboki sen.


***
(Miesiąc później)

Wyjechał. Nie rozumiałem tego człowieka, najpierw chcę się mścić, potem naglę wyskakuję z informacją że leci do Hiszpanii. Całą robotę zostawił mi, użerałem się z naszymi dłużnikami i wrogami przez cały miesiąc który wydawał się nie mieć końca. Jak to tłumaczył mi Paul przed tym zanim wszedł na pokład samolotu, nie chciał być obecny kiedy rozpęta się piekło. Oczywiście, tak jak najprościej. Pierdolony tchórz. 
Jednak, muszę przyznać to było mi na rękę. Nie miałem nikogo nad głową który by mnie truł pytaniami czemu się nie mszczą za śmierć Ericki. 
Jeśli natomiast o nią chodzi, codziennie chodziłem do jej miejsca pracy, próbując zdobyć jej zaufanie.
Wkurwiała mnie, nienawidziłem jej a jednocześnie pragnąłem jak niczego innego na świecie. To mną całkowicie zawładnęło i nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, bez żadnych zdolności do wykonywania codziennych czynności, czy myślenia o czymkolwiek innym, ja pierdole była nawet w mojej głowię, to mnie w tamtym czasie przerażało. Nie znałem tego uczucia, ale chciałem je odkryć, wraz z nią.
W pierwsze dni, nie było jej w ogóle w pracy. Wypytywałem ale jej koleżanki mówiły mi że wzięła urlop i raczej szybko nie wróci. Nie traciłem jednak nadziei i mogli mnie tam zobaczyć każdego wieczora z nadzieją wymalowaną na twarzy, że może jednak zmieniła zdanie i w końcu się pojawi. 
Codziennie spotykało mnie rozczarowanie. Sam się siebie zaskakiwałem, że pomimo tego ja ciągle się tam kręciłem. Popieprzone. 
Więc ogromne było moje zdziwienie kiedy, po miesiącu oczekiwań, wszedłem do ciepłego pomieszczenia i powitały mnie przy wejściu jej piękne oczy. Nie zdawałem sobie sprawy, że stoję jak kołek w progu patrząc się na nią jak ostatni kretyn, do póki do mnie nie podeszła i nie powiedziała że są wolne stolniki.
Kiedy to mówiła, wiedziałem że coś jest nie tak. Nie była taka jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Wyglądała na przygnębiona i zagubioną, w jej oczach widziałem smutek i łzy które próbowały się wydostać na zewnątrz, co bezskutecznie starała się ukryć, a na jej twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. 
Zająłem wolne miejsce i czekałem do póki do mnie nie podejdzie. Wzięła menu z lady i wolnym krokiem zbliżała się do mnie. Wtedy też zauważyłem że ledwo słania się na dolnych kończynach, jakby zupełnie nie spała. 
- Proszę, to pana menu, jakby pan sobie czegoś życzył proszę zawołać. - powiedziała słabym głosem.
Chciała się już obrócić i odejść, kiedy mimowolnie złapałem ją za nadgarstek a ona znowu swoją uwagę skupiła na mnie.
- Nie "Proszę Pana" bo jestem na to za młody. - uśmiechnąłem się. - Jestem Justin. - podając jej dłoń.
Przez chwilę się zawahała, ale w końcu sam to uczyniła, z lekkim przebłyskiem w oczach.
- Ericka.
- Miło mi cię znowu spotkać, biorąc pod uwagę że przychodziłem tu każdego dnia, od miesiąca by cię w końcu spotkać i porozmawiać. 
- Naprawdę? - zapytała zaskoczona. - To znaczy bardzo mi miło, ale niestety Justin, wciąż masz pecha bo nie jestem w nastroju na żadne rozmowy ani dziś, ani w najbliższej przyszłości, przepraszam.
- Da się zauważyć różnicę. - odparłem szybko, to ją zainteresowało bo spojrzała na mnie tak jakby prosiła bym kontynuował. - Wtedy, kiedy Cię poznałem, byłaś tak samo śliczna jak dziś, ale twoja dusza była chociaż szczęśliwa, a dziś zdaje się umierać. Byłaś uśmiechnięta, aż twoje piękne oczy promieniały radością. Biło od ciebie pozytywną energią, dobrocią, życzliwością i miłością, a dziś nie czuję niczego, jakby tamta dziewczyna gdzieś się pogubiła po drodze. 
- Nie trudno się nie zgodzić.
- Co się z nią stało? 
- Tak jak mówiłeś, pogubiła się, a może nawet umarła i nigdy nie wróci.
- Ej, nie mów tak, z każdej sytuacji jest jakieś rozwiązanie, wszystko da się naprawić, a jeśli chodzi o to, to możesz mi uwierzyć bo jestem ekspertem.
- Aż tyle razy życie dało ci w kość? - zapytała
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - posmutniałem od razu na myśl o tamtych dniach.
- Przykro mi. 
- A mi nie. Gdyby nie to nigdy nie byłbym tu gdzie jestem. - przyznałem. - Posłuchaj, pewnie to nie jest błaha sprawa, ale po każdym zachodzie zawsze jest wschód, masz szanse to naprawić, a jeśli się nie da, żyć z tym bo czas leczy rany. Musisz tylko sama tego chcieć. Inaczej to nie ma sensu. Znajdź cel i motywację.
- Dziękuję Ci za te słowa, ale z całym szacunkiem nie znam cię i nie chcę z tobą o tym rozmawiać, a po za tym jestem w pracy więc lepiej już pójdę zanim mnie wyleją.
Chciała ponownie odejść, ale tak jak za pierwszym razem uniemożliwiłem jej to, wstając.
- Hej, wiem jak ci się to wydaję chore, jakiś obcy chłopak łazi za tobą, wpierdala ci się do życia osobistego, mówi tak jakby wiedział wszystko i na koniec chcę jeszcze zdobyć twoje zaufanie, ale przysięgam nie jestem żadnym pedofilem. Wcześniej chciałem cię tylko poznać, teraz myślę że ja i moja historia może pomóc Ci uporać się z twoją własną. Daj mi szanse, na rozmowę, poznaj mnie bliżej, może zmienisz zdanie i będziesz chciała wiedzieć kto to jest ten Justin. Nigdy nie posiadałem przyjaciela nie wiem jak to jest, ale sądzę że równa się temu uczuciu kiedy pan w sklepie daje ci darmową paczkę cukierków, mam rację?
Spojrzała na mnie trochę ze współczuciem, i jednocześnie trochę z nadzieją i rozbawieniem na myśl o moim porównaniu. Jednak kiedy po krótkiej chwili powiedziała, to co tak bardzo pragnąłem usłyszeć, nic więcej nie miało znaczenia.
- Kończę dziś o 22. Jak chcesz to możesz poczekać. - po czym odeszła do lady przy kasie, skąd wypatrywały nas jej koleżanki.
Usiadłem na swoje miejsce z powrotem. Spojrzałem na zegarek, wskazywał 20:43. Zamówiłem sobie kawę i odliczałem minuty, do tego kiedy będzie mogła zdjąć firmowy uniform i wyjść z tego ciepłego pomieszczenia na chłodne powietrze Stratford wraz ze mną.
Nie mam pojęcia co się stało, ale pragnąłem najbardziej na świecie załagodzić jej ból i postanowiłem że nie spocznę do póki znowu nie zacznie się uśmiechać. Nie tylko dla mnie, ale sama dla siebie.
To wszystko co miało wtedy znaczenie, to sprawić by w jej życiu znowu nastała radość, szkoda tylko że nie wiedziałem że wraz z tym w moim powstanie wielki chaos i ból, z którym będę musiał się mierzyć każdego dnia, przez każdą godzinę, minute a nawet sekundę swojego życia. Coś co rozsadzało mnie za każdym razem jak na nią patrzyłem, i coś co za każdym razem sprawiało że kochałem ją jeszcze bardziej.


_________________________________________________________________


Hejka, przepraszam za poślizg, ale mam cały czas sprawdziany i matury a jak mam wolny czas to staram się na tt pisać, wam bieżąco :)
1. POWSTAŁ ZWIASTUN, ZAPRASZAM! ---> <KLIK>
2. Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach, to napisz swój nick z tt w zakładce "Informowani"
3. To tylko połowa, nie zabijcie mnie xd reszta soon w 3 <3
4. Nie będzie już "30 kom = nowy" bo nie jestem w stanie kiedy wy przekraczacie to pierwszego dnia, dodać to na następny dzień przez szkołę, więc będzie jak znajdę czas wolny i napiszę.
5. Przepraszam za błędy, ale jednocześnie przygotowuję się do matury ustnej i piszę pracę, więc mogłam ich nie zauważyć :)

kc, dziękuję za wszystko <3