wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 2

PRZEPRASZAM, ZA OPÓŹNIENIE (NOTKA POD) ROZDZIAŁ MIAŁ BYĆ 2X RAZY TO CO JEST, ALE POSTANOWIŁAM GO UCIĄĆ W POŁOWIĘ I DOPISAĆ INNA KOŃCÓWKĘ, RESZTA PRZECHODZI NA 3 ROZDZIAŁ :)
___________________________________________________________________________
"Pragniemy rzeczy których nie będziemy mieli i mamy to, czego w zasadzie nie chcemy."


Nie miałem pojęcia, co takiego w sobie miała. Raczej nigdy tego nie odkryłem do końca. Wiedziałem jednak to, że nie wykonam swojego polecenia. Dziewczyna była nieugięta nie chciała się nawet przysiąść do mojego stolnika mówiąc że jest w pracy. Odporna na mój urok, co było dosyć niespotykane.
Zaraz po wyjściu z kawiarni, wiedziałem że mój szef będzie chciał mieć jakiś dowód na to że Ericka jest martwa. Musiałem szybko coś wymyślić i wiem jak to okrutnie zabrzmi, jakbym był jakiś potworem, ale nie miałem innego wyjścia, jak zabić jakąś inną, niewinną dziewczynę.
Zawsze zabijałem ludzi którzy na to zasłużyli w mniejszym lub większym stopniu, ale przenigdy nie tknąłem niewinnego człowieka, dlatego też pociągnięcie za spust było nie lada wyzwaniem.
Pokręciłem się trochę po ciemnych uliczkach, aż mój wzrok wypatrzył średniego wieku, wysoką kobietę o długich brązowych włosach, podobnych do tych co miała córka Lorensa, wyglądała jakby wracała po ciężkim dniu do domu, do którego nie dane było jej już dotrzeć.
Nie chcę nawet wracać wspomnieniami do tamtego zdarzenia, po prostu złapałem ją od tyłu zakrywając jej usta, pociągnąłem do ciemnego zaułka i zrobiłem to. Powiedziałem sobie wtedy, nigdy więcej.
Zabrałem kosmyk włosów, zrobiłem zdjęcie a list spaliłem za pomocą zapalniczki. Całą drogę usiłowałem sobie wmówić, że zrobiłem dobrze, ale w końcu przestałem oszukiwać sam siebie.
Kiedy dotarłem do naszej siedziby, wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Paul przywitał mnie już w samym progu, chcąc dowodów. Dałem mu je a on we wszystko uwierzył. Miałem ogromną więc nadzieję że oszustwo nie wyjdzie na jaw, tak długo jak to możliwe.
Poszedłem do swojego pokoju, wziąłem długi, orzeźwiający prysznic, ubrałem moje ulubione spodnie od dresów i położyłem się do swojego łóżka. To był długi dzień, a ja miałem go już serdecznie dosyć i chciałem żeby się skończył. Nie wiedząc nawet kiedy, odpłynąłem w głęboki sen.


***
(Miesiąc później)

Wyjechał. Nie rozumiałem tego człowieka, najpierw chcę się mścić, potem naglę wyskakuję z informacją że leci do Hiszpanii. Całą robotę zostawił mi, użerałem się z naszymi dłużnikami i wrogami przez cały miesiąc który wydawał się nie mieć końca. Jak to tłumaczył mi Paul przed tym zanim wszedł na pokład samolotu, nie chciał być obecny kiedy rozpęta się piekło. Oczywiście, tak jak najprościej. Pierdolony tchórz. 
Jednak, muszę przyznać to było mi na rękę. Nie miałem nikogo nad głową który by mnie truł pytaniami czemu się nie mszczą za śmierć Ericki. 
Jeśli natomiast o nią chodzi, codziennie chodziłem do jej miejsca pracy, próbując zdobyć jej zaufanie.
Wkurwiała mnie, nienawidziłem jej a jednocześnie pragnąłem jak niczego innego na świecie. To mną całkowicie zawładnęło i nie byłem w stanie normalnie funkcjonować, bez żadnych zdolności do wykonywania codziennych czynności, czy myślenia o czymkolwiek innym, ja pierdole była nawet w mojej głowię, to mnie w tamtym czasie przerażało. Nie znałem tego uczucia, ale chciałem je odkryć, wraz z nią.
W pierwsze dni, nie było jej w ogóle w pracy. Wypytywałem ale jej koleżanki mówiły mi że wzięła urlop i raczej szybko nie wróci. Nie traciłem jednak nadziei i mogli mnie tam zobaczyć każdego wieczora z nadzieją wymalowaną na twarzy, że może jednak zmieniła zdanie i w końcu się pojawi. 
Codziennie spotykało mnie rozczarowanie. Sam się siebie zaskakiwałem, że pomimo tego ja ciągle się tam kręciłem. Popieprzone. 
Więc ogromne było moje zdziwienie kiedy, po miesiącu oczekiwań, wszedłem do ciepłego pomieszczenia i powitały mnie przy wejściu jej piękne oczy. Nie zdawałem sobie sprawy, że stoję jak kołek w progu patrząc się na nią jak ostatni kretyn, do póki do mnie nie podeszła i nie powiedziała że są wolne stolniki.
Kiedy to mówiła, wiedziałem że coś jest nie tak. Nie była taka jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Wyglądała na przygnębiona i zagubioną, w jej oczach widziałem smutek i łzy które próbowały się wydostać na zewnątrz, co bezskutecznie starała się ukryć, a na jej twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. 
Zająłem wolne miejsce i czekałem do póki do mnie nie podejdzie. Wzięła menu z lady i wolnym krokiem zbliżała się do mnie. Wtedy też zauważyłem że ledwo słania się na dolnych kończynach, jakby zupełnie nie spała. 
- Proszę, to pana menu, jakby pan sobie czegoś życzył proszę zawołać. - powiedziała słabym głosem.
Chciała się już obrócić i odejść, kiedy mimowolnie złapałem ją za nadgarstek a ona znowu swoją uwagę skupiła na mnie.
- Nie "Proszę Pana" bo jestem na to za młody. - uśmiechnąłem się. - Jestem Justin. - podając jej dłoń.
Przez chwilę się zawahała, ale w końcu sam to uczyniła, z lekkim przebłyskiem w oczach.
- Ericka.
- Miło mi cię znowu spotkać, biorąc pod uwagę że przychodziłem tu każdego dnia, od miesiąca by cię w końcu spotkać i porozmawiać. 
- Naprawdę? - zapytała zaskoczona. - To znaczy bardzo mi miło, ale niestety Justin, wciąż masz pecha bo nie jestem w nastroju na żadne rozmowy ani dziś, ani w najbliższej przyszłości, przepraszam.
- Da się zauważyć różnicę. - odparłem szybko, to ją zainteresowało bo spojrzała na mnie tak jakby prosiła bym kontynuował. - Wtedy, kiedy Cię poznałem, byłaś tak samo śliczna jak dziś, ale twoja dusza była chociaż szczęśliwa, a dziś zdaje się umierać. Byłaś uśmiechnięta, aż twoje piękne oczy promieniały radością. Biło od ciebie pozytywną energią, dobrocią, życzliwością i miłością, a dziś nie czuję niczego, jakby tamta dziewczyna gdzieś się pogubiła po drodze. 
- Nie trudno się nie zgodzić.
- Co się z nią stało? 
- Tak jak mówiłeś, pogubiła się, a może nawet umarła i nigdy nie wróci.
- Ej, nie mów tak, z każdej sytuacji jest jakieś rozwiązanie, wszystko da się naprawić, a jeśli chodzi o to, to możesz mi uwierzyć bo jestem ekspertem.
- Aż tyle razy życie dało ci w kość? - zapytała
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - posmutniałem od razu na myśl o tamtych dniach.
- Przykro mi. 
- A mi nie. Gdyby nie to nigdy nie byłbym tu gdzie jestem. - przyznałem. - Posłuchaj, pewnie to nie jest błaha sprawa, ale po każdym zachodzie zawsze jest wschód, masz szanse to naprawić, a jeśli się nie da, żyć z tym bo czas leczy rany. Musisz tylko sama tego chcieć. Inaczej to nie ma sensu. Znajdź cel i motywację.
- Dziękuję Ci za te słowa, ale z całym szacunkiem nie znam cię i nie chcę z tobą o tym rozmawiać, a po za tym jestem w pracy więc lepiej już pójdę zanim mnie wyleją.
Chciała ponownie odejść, ale tak jak za pierwszym razem uniemożliwiłem jej to, wstając.
- Hej, wiem jak ci się to wydaję chore, jakiś obcy chłopak łazi za tobą, wpierdala ci się do życia osobistego, mówi tak jakby wiedział wszystko i na koniec chcę jeszcze zdobyć twoje zaufanie, ale przysięgam nie jestem żadnym pedofilem. Wcześniej chciałem cię tylko poznać, teraz myślę że ja i moja historia może pomóc Ci uporać się z twoją własną. Daj mi szanse, na rozmowę, poznaj mnie bliżej, może zmienisz zdanie i będziesz chciała wiedzieć kto to jest ten Justin. Nigdy nie posiadałem przyjaciela nie wiem jak to jest, ale sądzę że równa się temu uczuciu kiedy pan w sklepie daje ci darmową paczkę cukierków, mam rację?
Spojrzała na mnie trochę ze współczuciem, i jednocześnie trochę z nadzieją i rozbawieniem na myśl o moim porównaniu. Jednak kiedy po krótkiej chwili powiedziała, to co tak bardzo pragnąłem usłyszeć, nic więcej nie miało znaczenia.
- Kończę dziś o 22. Jak chcesz to możesz poczekać. - po czym odeszła do lady przy kasie, skąd wypatrywały nas jej koleżanki.
Usiadłem na swoje miejsce z powrotem. Spojrzałem na zegarek, wskazywał 20:43. Zamówiłem sobie kawę i odliczałem minuty, do tego kiedy będzie mogła zdjąć firmowy uniform i wyjść z tego ciepłego pomieszczenia na chłodne powietrze Stratford wraz ze mną.
Nie mam pojęcia co się stało, ale pragnąłem najbardziej na świecie załagodzić jej ból i postanowiłem że nie spocznę do póki znowu nie zacznie się uśmiechać. Nie tylko dla mnie, ale sama dla siebie.
To wszystko co miało wtedy znaczenie, to sprawić by w jej życiu znowu nastała radość, szkoda tylko że nie wiedziałem że wraz z tym w moim powstanie wielki chaos i ból, z którym będę musiał się mierzyć każdego dnia, przez każdą godzinę, minute a nawet sekundę swojego życia. Coś co rozsadzało mnie za każdym razem jak na nią patrzyłem, i coś co za każdym razem sprawiało że kochałem ją jeszcze bardziej.


_________________________________________________________________


Hejka, przepraszam za poślizg, ale mam cały czas sprawdziany i matury a jak mam wolny czas to staram się na tt pisać, wam bieżąco :)
1. POWSTAŁ ZWIASTUN, ZAPRASZAM! ---> <KLIK>
2. Jeśli chcesz być informowany o nowych rozdziałach, to napisz swój nick z tt w zakładce "Informowani"
3. To tylko połowa, nie zabijcie mnie xd reszta soon w 3 <3
4. Nie będzie już "30 kom = nowy" bo nie jestem w stanie kiedy wy przekraczacie to pierwszego dnia, dodać to na następny dzień przez szkołę, więc będzie jak znajdę czas wolny i napiszę.
5. Przepraszam za błędy, ale jednocześnie przygotowuję się do matury ustnej i piszę pracę, więc mogłam ich nie zauważyć :)

kc, dziękuję za wszystko <3

wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 1

"Dziś jestem pewien, to był zwykły przypadek, bo nie wierzę że takie historię są ludziom pisane.."

Wychowałem się w małym miasteczku Stratford w Kanadzie. Nie wiem czy słowo "wychowałem" adekwatnie ukazuję moje początkowe życie, raczej "próbowałem przetrwać." Inaczej nie można nazwać stanu w jakim znajduję się dziecko, samotne na ulicy bez rodziców, porzucone jak śmieć. Los nie był dla mnie łaskawy, od początku byłem skazany na życiową porażkę. Tak zawsze mi się wydawało. Nie było nikogo kto wpoił by mi coś innego, inne wartości czy zachowania moralne. 
W końcu trafiłem do ośrodka opiekuńczego, z którego uciekałem kiedy tylko miałem na to możliwość. Na początku było przerażenie i nocne poszukiwania, potem jednak zrozumieli że wracam... kiedy tylko brakowało mi jedzenia. Zaakceptowali, że taki jest mój charakter i ucieczki, a potem kłótnie i rozboje to norma w moim przypadku. Jak bardzo by się nie starali wmawiać mi że robię źle, za każdym razem wracaliśmy do punktu wyjścia, kiedy policja odwoziła mnie do domu dziecka, po kolejnym przestępstwie. Nie dałem o sobie zapomnieć, wszędzie było mnie pełno, każdy mnie znał.
Wyrobiłem sobie złą opinię co w żaden sposób mi nie przeszkadzało, wszyscy się mnie bali, życie stało się łatwiejsze w momencie kiedy uświadomiłem sobie że to co mówię, zostaje wykonane od razu, sprawnie i szybko. Zacząłem to pomału wykorzystywać. Już nie ja sam byłem młodym kryminalistą, wciągałem to po kolei innych i cholernie mi się to podobało.
Tak upłynęło moje pierwsze 16 lat życie. Kiedy przekroczyłem ten wiek, zostałem przeniesiony do poprawczaka. 
Tam poznałem takich samych jak ja i zamiast się poprawić, poznawałem nowe sztuczki kradzieży czy jak złamać komuś kark w 5 sekund. 
Pewnego dnia, kiedy chciałem ukraść radio z samochodu, podszedł do mnie wysoki, umięśniony facet, powiedział że może mi pomóc i że się marnuję, kazał mi to zostawić i iść za nim. Nie wiem czemu, ale posłuchałem go i tak zrobiłem.
Tak poznałem Paula. Szefa gangu i stałem się jednym z nich ucząc się żyć bez wyrzutów sumienia, kiedy musiałem wykonywać swoją robotę. Kiedy zabijałem ludzi.
Nie pamiętam dokładnie, ilu osobom pomogłem przejść na drugą stronę, nie chcę liczyć, boję się że sam tego nie zniosę.
Tak więc, pracowałem codziennie przez 3 lata. Zarabiałem kupę kasy, więc nie mogłem narzekać na biedę. W końcu miałem wszystko co potrzebowałem, zacząłem się czuć jakbym był jednak coś wart. Pewnie dlatego, nie przeszkadzało mi to co robię. Pieniądze, adrenalina, laski które kleiły się do mnie na każdym kroku, na których wdzięki nie pozostałem obojętny, to okupiło wszystko. Myślałem że mogę tak żyć do końca swoich dni, że jest dobrze i nic więcej od życia nie potrzebuję. Wszystko legło w gruzach, moje plany, nadzieje, marzenia, wizja życia, a wraz z nimi moje serce. Wszystko obróciło się o 180 stopni, z powodu jednej osoby. Ericki Lorens.
Wtedy jej jeszcze nie znałem, ale gdy tylko ją zobaczyłem zacząłem z całego serca nienawidzić. Nie mam pojęcia co w sobie miała, nie wiem czemu tak się dziwnie wtedy poczułem, ale nie podobało mi się to, nie chciałem tego. Nie planowałem i nie myślałem, że jakaś wtedy "głupia laska" spierdoli to na co cały czas pracowałem. Nie takie były zamierzania. Nie pragnąłem miłości, nigdy jej nie doświadczyłem, po co mi była potrzebna wtedy? Tego przeklętego dnia, który pamiętam co do sekundy.
7 października 2010 roku. w dzień jej planowanej śmierci. Tak, miałem ją zabić ale przeżyła. Dlaczego? Bo jestem popierdolonym idiotą, który zobaczył w niej coś czego nie widział przez całe swoje życie, miłość, dobroć, opiekuńczość, to co brakowało mi do pełni szczęścia z czego nie zdawałem sobie sprawy dopóki jej nie ujrzałem. To dzięki tej robocie ją poznałem, jedyny plus tego gówna kiedy cofam się do tamtych dni.

***

- Ej, Bieber chodź tu! Jest pilna robota. - usłyszałem głos Paula z sąsiedniego pokoju.
Zazwyczaj podchodziłem do takich spraw z entuzjazmem, ale dziś miałem mieć wolne, więc z wielkim grymasem na twarzy wszedłem do jego biura.
- Co jest? - zapytałem tonem, który postanowił zignorować i poinstruować mnie o moim zadaniu.
- Pamiętasz może, Grega Lorensa? - oczywiste, to było że pyta retorycznie, koleś nieźle zaszedł nam za skórę, uniemożliwiając nam jeden z transportów. Poznałabym go nawet w ciemności. Pierdolony chuj.
- Tak, więc dowiedziałem się czegoś bardzo ciekawego o naszym kochanym przyjacielu. - Paul kontynuował. - Otóż, ma córeczkę. Ma na imię Ericka, 20 lat pracuję w miejscowej kawiarni na przeciwko teatru Avon, typowa wzorowa studentka, pewnie jeszcze dziewica - spojrzał na mnie kątek oka, dając mi sygnał, że jeśli bym chciał, nie muszę ani trochę się hamować bo mogę zrobić z tą szmatą co tylko ze chcę. Uśmiechnąłem się do siebie jak głupi, co nie uszło uwadze mojego szefa, który szybko dodał - Rób z nią co chcesz, ale tej nocy ma skończyć, tak jak planowałem. MARTWA! - zaakcentował. - Zostawiając przy jej ciele tą wiadomość, od nas dla jej tatusia.
Wziąłem od niego kopertę. Myśl że chodzi o Lorensa dodała mi napędu, stałem się bardziej żywy i napalony. Tak bardzo nienawidziłem sukinsyna. Chciałem wykonać to zadanie od razu. Oczywiście zabawiając się przy okazji, jeśli ta laska okaże się wystarczająco ładna, a w ogólę nie miałem pojęcia jak wygląda.
- Jak ją rozpoznam?
- Niestety, nie mam jej zdjęć. Ojczulek strasznie ją kontroluję i zabezpiecza. Pojedź do jej miejsca pracy i zapytaj o nią. Zakręć się, powiedz parę miłych słówek i na pewno będzie twoja.
Miał rację, one wszystkie były moje. Czemu z tą miałoby być inaczej?
Wstałem, wcześniej żegnając się z Paulem i wyszedłem z naszego domu, kierując się do mojego Porsche, włączyłem silnik który wydał z siebie mój ulubiony dźwięk i ruszyłem ulicami naszego miasteczka.
Droga nie trwała długo. Po chwili byłem na miejscu. Wysiadłem z auta, poprzednio rozglądając się czy ktoś nie czai się na nie, po czym wszedłem do przestronnej kawiarni. Wszystkie oczy obecnych były skierowane na mnie, kiedy tylko jednak odwracałem się w ich stronę, oni szybko spuszczali oczy w strachu. Fajne uczucie.
Usiadłem przy jednym ze stolików i czekałem na kelnerkę. Jak na zawołanie obok mnie pojawiła się wysoka blondynka prawie 1.80 m. długie zgrabne nogi, włosy falowane do połowy pleców, krótka miniówka, bluzka z ogromnym dekoltem, typowa dziwka. Czemu nie byłem zaskoczony że wysłali właśnie ją? Wtedy to było najmniej ważne.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie serdecznie, podgryzając wargę, co mnie bardzo kręciło ale nie mogłem pozwolić sobie na jakiekolwiek oderwanie się od głównego celu mojego przybycia, więc zanim zdążyła się mnie o coś zapytać, przerwałem jej.
- Pracuję tu Ericka? - posyłając jej przy tym swój nieziemski uśmiech, który kupiłby każdego by zdradził mi całą prawdę. Laska, była zawiedziona, ale nie chcąc mnie drażnić, odpowiedziała.
- Tak, zawołać ją? - łatwo poszło, pomyślałem. Przytaknąłem na jej propozycję, a ona szybkim krokiem odeszła bojąc się, że ktoś może zobaczyć jej upokorzenie. Nie minęła może minuta, kiedy za ruchomych drzwi prowadzących na zaplecze, wyszła młoda dziewczyna.
Niższa od niej, zdecydowanie, wtedy dałem jej 1.65 m, figura modelki, długie proste kasztanowe włosy, ciemne oczy, czerwone usta i choć miała na sobie zwykłe dżinsy i biały t-shirt z nadrukiem, wyglądała zajebiście. Lepiej niż nie jedne jakie znałem w super odjazdowych ciuchach czy sukienkach. Ona była ubrana zwyczajnie. Do tego ten jej piękny uśmiech na twarzy który mógł rozpromienić każdy pochmurny dzień. Zatkało mnie, pierwszy raz nie wiedziałem jak się zachować przy dziewczynie i to było do dupy.
Poczułem wtedy coś dziwnego, ukłucie jakby moje serce które zawsze było niedostępne, jakby z lodu zaczęło topnieć, to było niesamowite. Nie wiedziałem jeszcze co to jest, ale to nowe uczucie wolności, bardzo mi się podobało, nie mogłem tylko pojąć czemu to działo się na widok jakieś dziewczyny? Przecież jej nawet nie znam, ale wiedziałem że bardzo chciałbym poznać.
Naglę jakbym zatrzymał się w czasie bo znikąd stała obok mnie, wciąż z tym samym wyrazem twarzy, wyczekując że skoro sam ją tu zawołałem, więc odezwę się pierwszy. Problem w tym, że nie mogłem. 
- W czym mogę panu pomóc? - po tych słowach, byłem już pewien że plany nasze poszły się jebać a ja nie wykonam tego popieprzonego zadania.
Jej głos, jak anioł sprawił że zapomniałem o wszystkich krzywdach które mnie w życiu spotkały,o samotnych nocach na ulicy, pobiciach, alkoholu, kradzieżach, o każdym kogo zabiłem, liczyło się tylko to co było teraz, ta chwila ja, ona i jej najpiękniejsze na świecie oczy.
Mówią, że w niebie spotka nas raj, nie wiem co mają na myśli, ja doświadczyłem go właśnie wtedy, na ziemi i nie chciałem go już nigdy opuszczać.



_____________________________________________________________

Rozdział dedykuję kissrauuhl <33

Jest anty Jelena, a mimo to czyta moje wypociny :')
Kocham was bardzo mocno!

INFO: nie którzy nie chcą czytać ff z Justinem aka Danger, sukinsyn itd. jedyne co mogę wam powiedzieć to nie martwcie się o to, to dopiero początek i nikt nie powiedział że tak właśnie będzie, przybliżyłam tylko w nim krótko życie Justina i jak poznał Ericke, tyle :)

PS. Wiem, że nie jest tak bwidfvuiwvgwgv, ale 2 będzie dłuższy i ciekawszy, a ten musiałam niestety przerwać na tym :)

JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH, NAPISZ SWÓJ NICK Z TT W KOMENTARZU W ZAKŁADCE "INFORMOWANI" <3

30 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ 





niedziela, 12 stycznia 2014

Prolog

"Życie ma tempo, które szybko zabija."

Każdego dnia, budzę się, odwracam na mój prawy bok i otwieram oczy z nadzieją że miejsce obok mnie będzie zajęte. Każdego poranka jednak spotyka mnie kolejne rozczarowanie i ogarnia pustka. Nie tylko w łóżku, ale i na sercu. Każdego dnia przeżywam, wszystko od nowa jak torturę, wspomnienia dawno wyryte w mojej głowię nie dają o sobie zapomnieć nawet przy takiej codziennej prostej czynności jaką jest przygotowanie kawy. Bo to w końcu ona ją zawsze parzyła. Teraz wszystko robię sam. Musiałem nauczyć się żyć na nowo, od samego początku, bez tlenu i bez jakiejkolwiek chęci do postawienia nogi na ziemi gdy wstaję z łóżka, bez jej obecności, bez jej uśmiechu, bez miłości.
Moje życie, wcale nie musiało tak wyglądać. Sam postanowiłem o swoim losie. Podjąłem takie decyzje a nie inne. Wybrałam tą opcje a nie inną. Kochałem tylko ją, żadną inną.
Ta miłość mnie niszczy, zabija od środka, nie jestem człowiekiem, lecz wrakiem, to mimo tego nie żałuję.
Bo gdyby nie ona, nigdy nie poznałbym definicji "szczęścia."
Nikt, nie zrozumie tego co czuję, jeśli nigdy nie kochał do szaleństwa i nie stracił tego wszystkiego w jeden dzień. Ja sam tego nie wiem, bo już dawno wyzbyłem się jakichkolwiek uczuć. Staram się zapomnieć, ale jak? Jak można zapomnieć o kimś kto zmienił twoje życie? Kto był na tyle popieprzony żeby pokochać takiego dupka jakim jestem? Kto żył ze mną w dzień, w dzień i mówił do mnie "Kocham cię, jesteś dla mnie wszystkim"? 
Jak można zapomnieć, że już dawno straciło się wszystko co się posiadało? Jak?

Problemy w tym, że nie można....Jedyne co to trzeba się podnieść, otrzepać z tego i ruszyć dalej ku przyszłości, zostawić za sobą to co było i z uśmiechem na twarzy oczekiwać następnego dnia.
Nie każdy to potrafi, niektórzy żyją nadzieją że czas się cofnie i będzie można zmienić bieg losu. Do tych przysłowiowych "głupków" należę ja...

Justin Bieber. A to moja historia....



_________________________________________________________________________


hejka, wiem że to spieprzyłam, ale mam nadzieję że was zainteresowałam, lols
Jeśli coś będzię trzeba wyjaśnić etc, to zapraszam do zakładki "kontakt"
Jeśli chodzi o postacie, to oczywiście zakładka "bohaterowie" jeśli w trakcie pisania, wpadnę na jakiś pomysł postaci albo coś, to oczywiście tam dodam i was o tym poinformuję :)
Nie długo, powinien pojawić się też zwiastun, oczekujcie go...
JEŚLI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH.... KONIECZNIE MUSICIE NAPISAĆ SWÓJ NICK Z TT W KOMENTARZU W ZAKŁADCE "INFORMOWANI"

TO WAŻNE, BO NIE CHCĘ TAKIEGO SPAMU CZY COŚ POD ROZDZIAŁEM I NAWET NIE MUSICIE POD NIM PYTAĆ, CZY BĘDĘ WAS INFORMOWAĆ, WYSTARCZY NICK W ZAKŁADCE "INFORMOWANI"

To tyle, dziękuję <3

25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ